*Autor powieści: Michael Grant
*Polski wydawca: Jaguar
*Cena: 34,90 zł
*Liczba stron: 528
*Okładka: miękka
*Więcej informacji na: www.wydawnictwo-jaguar.pl

„W mgnieniu oka znikają dorośli.
Nauczyciele. Policjanci. Lekarze.
Rodzice…

Zostają nastolatki. Dzieci. Niemowlęta.
Milkną telefony. Nie działa Internet.
Nie ma telewizji.

Nikt nie wie, co się stało…
Pomoc nie nadchodzi.

Czas ucieka.
W dniu swoich piętnastych urodzin znikniesz…
Tak jak oni.”

Przyznajcie, że powyższy opis, znajdujący się na tylnej okładce książki Gone może zaintrygować, i to całkiem mocno.
Pierwsze informacje o serii Gone wpadły w moje łapska dzięki internetowi i kilka czynników spowodowało, iż z miejsca postanowiłem tę książkę przeczytać – ciekawy opis, pozytywna opinia mojego ulubionego pisarza Stephena Kinga, a także fragmenty recenzji krytyków nastrajały bardzo pozytywnie. Jedyną skazą na tym diamencie okazało się coś bardzo prozaicznego, ale jednocześnie alarmującego – okładka. Widniejąca tam fotografia grupy nastolatków, wyjętych wprost z jakiegoś emo teledysku, czy serialu dla nastolatek, piszczących na każdy widok swego ulubieńca czy ulubienicy, spowodowała we mnie pewien, nazwijmy to…dyskomfort. Gdybym pierwszy raz zobaczył ją w księgarni, nawet nie spojrzał bym co to takiego. I w tym miejscu od razu muszę ostrzec, że książka, wbrew temu co sugeruje opis, nie jest ani mrocznym i krwawym horrorem, ani psychologicznym thrillerem. To raczej przygodowo fantastyczna opowieść z dreszczykiem, której głównym targetem jest mimo wszystko młodzież i to im teoretycznie spodoba się najbardziej. Nie zmienia to jednak faktu iż napisana jest na tyle sprawnie i interesująco, że trafi również w gusta nieco starszych czytelników – czego jestem dowodem.

Głównym bohaterem powieści jest Sam Temple, czternastoletni mieszkaniec Kalifornijskiego miasteczka Perdido Beach. W jednej chwili siedzi w szkole, słuchając nudnego wykładu nauczyciela historii, by kilka sekund potem stawiać czoło dziwnemu zdarzeniu – wszyscy, którzy mają ukończone 15 lat znikają, tak po prostu, na oczach pozostałych, młodszych mieszkańców. Nie działają telefony, nie działa internet, telewizory śnieżą, a miasteczko ogrodzone zostaje tajemniczą barierą, której nie sposób ominąć. Pytań jest wiele, a odpowiedzi niemal wcale. Sam, wraz z przyjaciółmi i innymi dzieciakami muszą od tej chwili radzić sobie sami w świecie bez dorosłych, który okazuje się bardziej brutalny, niż ktokolwiek mógłby się tego spodziewać.

Autor powieści, Michael Grant, w świetny sposób żongluje konwencjami i pozornie wyświechtanymi motywami, by chwilę później przerobić je na swój własny, oryginalny sposób. Mamy tu niemal wszystko, co widzieliśmy w wielu innych przedstawicielach gatunku, a mimo wszystko zdajemy się w ogóle tego nie zauważać. Książka wciąga, intryguje od pierwszej strony, a te przewracają się właściwie same. Akcja toczy się w niesamowicie szybkim tempie, poznajemy tuziny schematycznych, choć całkiem dobrze zarysowanych postaci, a dialogi i stwarzane przez wyobraźnię pisarza sytuację nie wypadają jakoś szczególnie naciąganie (czego się przed lekturą obawiałem), co jest niewątpliwie dużym plusem. Właściwie trudno jest mi się do czegoś przyczepić. Autor dysponuje niezłym warsztatem pisarskim i umie to wykorzystać z zaskakująco dobrym rezultatem.

Reasumując, Gone napisane jest bardzo zgrabnie, lekko, i tak też właśnie się to czyta – ponad pięćset stron zlatuje szybko i bezboleśnie. Na tyle szybko, iż po ostatniej stronie czujemy jakby nasz apetyt nie został ani trochę zaspokojony, ale w końcu tak to już jest z przystawkami – mają nam go tylko zaostrzyć na danie główne. A to w przypadku pierwszego tomu Gone udało się osiągnąć w pełni. Kolejny ukazał się w naszym kraju jakiś miesiąc temu i przymierzam się do jego kupna, tymczasem gorąco polecając wszystkim, którzy nie mieli jeszcze tej przyjemności, zakup Fazy Pierwszej. Bez zwątpienia jest to jedna z najlepszych młodzieżowych powieści 2009 roku.

Tekst i zdjęcia: SpokoWap